poniedziałek, 11 lipca 2016

~ Rozdział piętnasty



Czemu wiecznie nie jesteśmy dziećmi, którym wystarczy tylko jedno słowo matki, aby świat stał się piękniejszy?

Annika
 
                Znów ta cisza, która przypomina mi o tym, co się wczoraj wydarzyło. Nie wiem, gdzie podziać oczy, a wstyd czuję jak rozpala mnie od środka. Przypominam truskawkę, bo wiem, że się czerwienię.
            Kroję z jeszcze większym skupieniem pomidora, zaczynając jednocześnie nucić pod nosem. To zawsze jakoś zagłuszy tę ciszę, która stawia przed moimi oczyma obrazy z wczoraj.
            - Hej ho! – usłyszałam od progu znajomy głos. – Cześć, Annika – blondyn zjawił się w kuchni, przywitał się, muskając delikatnie mój policzek, po czym usiadł po drugiej stronie baru kuchennego.
- Cześć, Michi. Zjesz śniadanie ze Stefanem? – cholera, teraz to nawet dziwnie jest wypowiedzieć jego imię na głos.
- Zjem – odpowiada, jakbym wcześniej tego nie wiedziała. – Hej, mała. A tobie gdzie się tak śpieszy? – zauważył, że te moje szybkie ruchy coś za sobą kryją.
 To jak się teraz z tego wymiksować?
            - Śpieszy mi się – błysnęłam inteligentną odpowiedzią. – Auć, cholera jasna! – krzyknęłam, gdy nóż ześlizgnął się i trafił prosto na mój palec, który teraz obficie krwawił.
- I po co był ten pośpiech? – blondyn z troską znalazł się tuż obok mojego boku. – Gdzie tutaj są jakieś plastry? Hmm… Stefan!
- Nie! – krzyknęłam albo bardziej pisnęłam. – Nie budź go, wiem, gdzie są. W łazience – szybko wyminęłam chłopaka, pędząc na złamanie karku do łazienki.
Musiałam znaleźć te cholerne plastry, zanim zjawi się tutaj Stefan. Muszę, po prostu muszę. Nie ma ani nie może być innej opcji.
            Ręce mi drżą tak, że nie wiem, jakie ruchy wykonuję. Zrzuciłam już z szafki jakiś żel pod prysznic, moje perfumy też właśnie obróciły się w proch, a plastrów – jak nie ma, tak nie ma.
            Wyprostowałam się, gdy usłyszałam, że do łazienki ktoś wchodzi. Opierałam się o umywalkę, zerkając nieśmiało w lustro, gdzie widziałam jego odbicie.
 Patrzył na mnie nieznanym mi wcześniej wzrokiem, który krył w sobie bardzo wiele, lecz ja nie umiałam z niego niczego wyciągnąć. Niebieska koszula w czarną kratę podkreślała jego mięśnie oraz dziwnie rozświetlała smukłą twarz, natomiast ja przyłapałam się na tym, że non stop wstrzymuję oddech.
            Bez słów podchodzi do mnie, kładzie obok niewielkie pudełeczko, po czym tak samo, w ciszy, znika…
            Patrzę teraz w lustro i widzę odbicie przerażonej dziewczyny, której strach jeszcze nigdy nie osiągnął takiego apogeum. Przemywam zimną wodą twarz, owijam plastrem tę rankę i wychodzę z łazienki, chwiejąc się na własnych nogach. Nie patrzę na boki, wzrok mam utkwiony jedynie na tym, co przede mną.
            - Wychodzisz gdzieś? – odzywa się Michi gdzieś z głębin salonu.
- Mam rozmowę o pracę – odpowiadam zgodnie z prawdą, wdziewając na nogi buty.
- Powodzenia! – ktoś zbliża się do mnie, ale nie wiem dokładnie kogo kroki zmierzają w moją stronę.
- Dzięki! – krzyknęłam spanikowana, łapnęłam kurtkę i już mnie więcej nie zobaczyli. 

Stefan

                - Co z nią? – pyta blondyn, stojący w przedpokoju.
 Haha, jemu też uciekła.
Yyy… czemu ja w ogóle się z tego śmieję?
            - A bo ja to wiem? – wzruszyłem ramionami, siadając na kanapie w salonie.
- Nie zjesz śniadania, które zrobiła ci Annika? – patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem, jakbym coś ukradł.
- Nie jestem głodny – nie mam po prostu ochoty na nic, co wyszło spod jej ręki. Jeszcze nie teraz…
- Ale wiesz, że Annice będzie przykro, kiedy zobaczy nietknięte jedzenie? – a od kiedy on tak się wszystkimi przejmuje?
No, nic. Chcąc, nie chcąc, ma jednak rację.
            Wlokę się w stronę kuchni, Michael idzie za mną i tam zaczynamy konsumpcję.
Kurde, gotuje nadal tak dobrze, jak wcześniej…
            - Coś mi tu nie gra – jako pierwszy odezwał się blondyn, przeżuwając pierwszy kęs.
- W związku z…? – dajmy mu poużywać wyobraźni, nie można mu podawać wszystkiego na talerzu.
- Z tobą i Anniką – odpowiedział. Moje mięśnie nagle się napięły. – Pokłóciliście się, prawda?
- Nie, nie pokłóciliśmy się.
- Doprawdy? – zmarszczył brwi. – W takim razie, zastanawiające, czemu Annika dziś jak najszybciej chciała zniknąć z domu i… - urwał wpół zdania, patrząc na mnie wzrokiem, jakby w lotka wygrał. – Cholera! Spaliście ze sobą!
            Zakrztusiłem się. Skąd on to…?!
- Zgadłem! Cholera, ale… - klasnął w swe dłonie. – Nie wiem, jak to ująć!
- Nie! – próbowałem przestać się krztusić, jednocześnie machając rękami przed twarzą zadowolonego blondyna.
 W ogóle, to czemu on tak się cieszy?!
            - To co? – zaśmiał się głupkowato. – Jestem lepszy niż myślałem. Wiedziałem od zawsze, że jestem inteligentny, ale ostatnio to serio przesadzam.
- Nie spałem z Anniką! Facet, zakoduj sobie to! – krzyknąłem w końcu swoim głosem.
- To co w takim razie?
- O mało co by do tego nie doszło, ale nic pomiędzy nami większego nie było! – próbowałem się bronić.
- Czemu? – dlaczego on wygląda teraz jak zbity szczeniak?
- Bo nie – odwróciłem wzrok.
- Zaczynasz gadać jak kobieta – przewrócił oczami. – Liczę na jakieś szczegóły – trącił mnie łokciem.
- Ale nie ma żadnych szczegółów!
- I to cię tak wkurza?
- Wkurzasz mnie ty! – no, jak taki inteligentny, to czemu się nie domyśli kilku prostych faktów?! – Do niczego nie doszło. Otrząsnęliśmy się w porę naszczęście.
- Hahahah, naszczęście? – parsknął nieoczekiwanie śmiechem. – Ja widzę ten głód w twoich oczach.
- Możesz się w końcu zamknąć? – odparłem, nie mając już siły do tego idioty. – Nie to jest najważniejsze. Annika chce wyjechać.
- Przecież nie będzie tutaj wiecznie siedziała – odpowiedział z lekkością.
- Ale… - zacząłem, ale nie dokończyłem.
Zwyczajnie, nie wiedziałem, co mógłbym powiedzieć więcej…
- Ona też sobie pewnie chce ułożyć życie, a nie siedzieć wiecznie w tym samym miejscu. Co jej się dziwisz?
- Ona sobie nie poradzi, Michael! – uderzyłem pięścią o jasny blat.
- Poradzi i to nawet nie wiesz, jak doskonale. Co cię ugryzło? Trzeba było jej powiedzieć o swoich uczuciach, może czuje to samo, to i by została. To, że na nią nawrzeszczałeś, nie rozwiąże problemu.
- Skąd wiesz, że się na nią darłem? – ok, teraz to mnie zmartwiło.
Założył jakieś kamery czy podsłuch w moim mieszkaniu? O co tutaj chodzi?!
            - Bo znam cię chyba lepiej niż ty sam – odpowiedział szybko. – Jak nie zrobisz nic, więcej jej nie zobaczysz, sprawa jest prosta. No, może czasem wyśle ci życzenia na święta albo urodziny. 

 Annika
 
                Serce mi łomocze. Dusza spoczywa na ramieniu. Oczy mnie szczypią. Chce mi się płakać, lecz jednocześnie właśnie łez chcę uniknąć.
To dziwne. A może nawet więcej niż dziwne…
            Drzwi mieszkania są zamknięte na klucz.
Robię piruety i salta w myślach, a to wszystko czysta radość, bo to oznacza, że Stefana nie ma w domu, czyli teren jak najbardziej bezpieczny.
Przynajmniej na tę chwilę.
            Otwieram drzwi, po czym rzucam klucze na szafkę w korytarzu. Zdejmuję buty, kurtkę i siadam na tej wyleżanej kanapie w salonie. Podpieram głowę na łokciach.
 Kolejna porażka? Ileż może być tych nieudanych rozmów o pracę? Ile prób? Ha, ja już chyba wyczerpałam limit.
 Nie mam sił…
Czuję się jak bezbronne dziecko, zagubione w świecie dorosłych. Co ja tutaj w ogóle robię? Powinnam zatrzymać się na etapie pieluch…
            Robię wreszcie niekontrolowany ruch. Sięgam po telefon komórkowy, wybieram odpowiedni numer. Słyszę sygnał. Pierwszy, drugi, trzeci, aż w końcu ktoś odbiera. Wydycham niemiarowo powietrze i w końcu odzywam się:
            - Halo, mamo, to ty? – cisza po drugiej stronie. Znów cisza, ech… - Mamo, proszę, odezwij się… Potrzebuję cię… - byłam bliska wydania z siebie przeraźliwego szlochu. – Mamo, tęsknię, naprawdę… - no, tak.
Rozłączyła się.
Znów.
 Kolejny raz zawiodła…
            - Licz tylko na siebie, Annika… - wyszeptałam do siebie. 

źródło

1 komentarz:

  1. Kurczę...
    Strasznie przykra ta końcówka, wiesz? :/
    Jak widzisz zjawiam się tutaj mniej więcej, co godzinę. XD Akurat tak mi czas pyka. :P
    No, ale do rzeczy.
    Znowu nie można się do niczego przyczepić! ^^
    Cóż... Nie dziwię się, że między Anniką, a Stefanem jest takie napięcie. No, bo w sumie... W sumie, jak mają sie zachowywać? Tzn. myślę, że powinni porozmawiać. I to tak szczerze. Michael ma rację. Stefan nie powinien krzyczeć na Annikę. Choć raz w życiu powinien spróbować się opanować i "zadziałać" bez emocji. Chociaż wiem, ze to dla niego trudne. :( No i kolejna rzecz, którą powiedział Michael: Stefan musi powiedzieć jej co do niej czuje. Inaczej Annika nadal będzie się czuła jak gość w jego domu i... życiu. Może, gdyby przekonał dziewczynę, że jest dla niego ważna byłoby inaczej? Ba! Na pewno byłoby inaczej. I mam nadzieję, ze w pozytywnym sesnie. :) No i z jeszcze jedną rzeczą muszę się zgodzić z Michim (no, on faktycznie ostatnio z tą swoją mądrością przesadza xd), Annika poradziłaby sobie dosłownie wszędzie. Tak właśnie stało się po jej przyjedzie, czyż nie? Co prawda z pomocą Stefana, ale dała sobie radę. :)
    Co do tego telefonu... Zastanawiam się jaka jest matka dziewczyny. Wydaje mi się, że nie jest ideałem i archetypem troskliwej matki. :X Cóż, mam nadzieję, że niebawem dowiem się czegoś więcej. :)
    KOCHAM! ♥

    OdpowiedzUsuń