Czasem kilka słów boli
bardziej, niż zadanie kilka ciosów pięścią…
Stefan
– Booo… -
przeciągnąłem, zatrzymując się w jednej chwili w ciągu naszego porannego
biegania – chyba muszę ci coś powiedzieć.
- Co? – Michael zatrzymał się, pochylił, trzymając
dłonie na kolanach i głośno sapiąc.
Przełknąłem
głośno ślinę, westchnąłem i w końcu zacząłem z trudem:
- Między mną a Anniką… - cholera, cholera, cholera!
– No, wiesz…
- Yyy? – wybełkotał, patrząc na mnie z pytajnikami
w oczach, jednocześnie unosząc lewą brew do góry.
- Powiedziałem jej – rzekłem na jednym wydechy,
zwieszając głowę, gdyż nie chciałem, żeby blondyn widział zbyt wiele w moich
oczach.
- I jak zareagowała?!
- Zaczęła płakać… I rysować… I wczuła się tak, że
nie sądziłem… I źle mi z tym ogólnie… - mówiłem nieskładnie.
- Serio?! Annika płakała?! Jak to?! – wytrzeszczył
oczy. – No, tak. Pewnie się nie popisałeś, jak to ty…
- Hej, hej! – wymachiwałem rękami. – Ja tu jednak
jestem!
- Cholera, Kraft! – podniósł znacznie głos. – Musisz
to naprawić! Natychmiast!
- Po co? – zmarszczyłem brwi. – Wypowiedzianych
słów nie da się cofnąć.
- Nie mów mi jeszcze, że żałujesz! – ma minę, jakby
chciał mi przywalić. Ciekawe, czym sobie zasłużyłem.
- Żałuję, bo się wczuła i wzięła to do siebie, to raz…
- rozglądam się nerwowo wokół. – A po drugie, boję się, że będzie mnie teraz
inaczej traktować.
- Inaczej? – parsknął. – Teraz to będziesz mieć
życie jak w Madrycie!
- Nie chcę być ofiarą w jej oczach – wytknąłem z
niesmakiem.
- Każdy z nas czasem jest ofiarą, nic wielkiego –
przewrócił lekceważąco oczyma. – Leć kupić jakieś kwiatki i wysil się, żeby ta
dziewczyna nie ryczała w takiej chwili, na Boga!
- Po co kwiaty? – czy on się dziś dobrze czuje? A
może mu te kiełki i inna zieleninka na śniadanie, obiad i kolację do głowy
bije? Natura rządzi się swoimi prawami. Facet, to facet. Mięso jeść musi.
Święta prawda.
- A co najlepiej działa na kobiety?
– rozkłada ręce. – Kraft, chyba za długo nie miałeś laski.
- Wiem, jak obchodzić się z kobietami, Hayobeck –
burknąłem znużony.
- No, coś chyba przeceniasz swoje możliwości, jak
laska płacze ci, kiedy ją urabiasz. O, tak, jesteś mistrzem, Kraft! – klaszcze
z politowaniem w swe dłonie.
- Co ty chrzanisz?! – pisnąłem nienaturalnym dla
mnie głosem.
- No, o tym, co ty mówisz, przecież! – on też brzmi
jakoś inaczej niż zazwyczaj.
- Że co? – ok, nie ograniam. Teraz już w ogóle.
- Powiedziałeś Annice, że ją
kochasz, a ona się rozpłakała! – co?! Co?! Co?! Co?! KIEDY?! – No, sorry, ale
to już o czymś świadczy!
- Nie kocham jej! – krzyknąłem, zastanawiając się w
duchu, kiedy ostatnio piłem coś mocniejszego… Nie, no, nie! Coś takiego NIGDY
nie miało miejsca. Nie! A może to jemu się coś przyśniło, do cholery?!
- To co mówisz?! – ciekawe, czy
zdawaliśmy sobie sprawę wówczas, że wrzeszczymy na środku ulicy…
- Nie mówiłem nigdy, że ją kocham! –
dziwnie mi wypowiadać TO słowo. – To tobie się coś ubzdurało w tym pustym łbie!
Serio, twój blond móżdżek się już nie broni?!
- To tylko twoja wina! Mówisz jakimiś skrótami, do
cholery! A ja i tak wiem swoje!
- Nieprawda! – ja to wiem, wiem, że to JA mam
rację!
- To o czym w końcu powiedziałeś
Annice?
- O mojej przeszłości… - powiedziałem już ciszej,
czując w jaki sposób krew się we mnie wzburza. – O Glorii, Teeresie i… no,
wszystkim.
Nie wiem, co
się teraz dookoła mnie dzieje.
Powiedziałem
coś złego? Nie, chyba nie…
W końcu nie skłamałem a to, co mówiłem, to tylko
czysta prawda.
Czemu zatem blondyn teraz patrzy na mnie
zgorzkniałym wzrokiem, w którym wręcz miotają pioruny?
Jego usta ani drgną, aby wyjaśnić mi
coś więcej. Nagle rusza szybkim, naprawdę szybkim, truchtem przed siebie,
zostawiając mnie za swoimi plecami całkiem oniemiałego.
Otrząsnąłem się po kilku ułamkach
sekundy, również ruszając przed siebie z zamiarem dogonienia blondyna.
I czemu mi
tutaj coś nie gra?
- Michael, zatrzymaj się! Tak się
nie da rozmawiać! – sapałem za nim.
- Zauważyłem, że znalazłeś sobie już kompana do
rozmowy. Mnie nie potrzebujesz – odezwał się szorstko, stopując nieoczekiwanie.
Cholera, myślałby czasem. Przecież omal w niego nie
wleciałem…
- Co cię ugryzło, stary? –
przechyliłem głowę, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
- Ty jeszcze nie wiesz?!
- Jak widać jestem na tyle głupi, żeby nie
wiedzieć! – krzyknąłem, nie wiedząc dokładnie czemu dałem się sprowokować.
- Daj już spokój… - rzucił, ponawiając znów swój
bieg.
- Nie umiesz tego załatwić jak mężczyzna?! –
wykrzyknęłam do niego gorzko, co ostatecznie spowodowało, że stanął nieruchomo
w miejscu.
Odwrócił się i drętwymi ruchami
zbliżył się do mnie. Jego klatka piersiowa unosiła się energicznie raz w górę,
raz w dół, a on sam z kolei nie mrugnął nawet przez chwilę, a cały czas
przypatrywał mi się tak, jak jeszcze nigdy tego nie robił…
- Ty na serio niczego nie rozumiesz…
- pokiwał niedowierzająco głową.
- Inaczej bym cię o to nie pytał.
- A czy to normalne, że byle jakiej blondi z ulicy
powiedziałeś to, o czym mi nigdy nie chciałeś nawet wspomnieć? – wywarczał.
Wciągnąłem powietrze, nie mając
czelności z powrotem wypuścić go ze swoich płuc.
Michael natomiast obrzuca mnie kolejny raz
pogardliwym wzrokiem, kontynuując, już beze mnie, swój poranny trening.
Ja tego nie robię. Już nie chce mi
się nawet biec. Czuję się jak wyzuty i wypluty, bo on ma rację i dopiero teraz
to zauważyłem.
Pierwszą osobą, która powinna wiedzieć wszystko, co
się wydarzyło, powinien był właśnie Michael.
Ale nie.
Ja wolałem ten ból tłamsić w sobie, nigdy nie
mówiąc mu, co się stało. Dowiadywał się właściwie od wszystkich wokół, ale nie
ode mnie.
Teraz swoją tajemnicą podzieliłem się z Anniką, a
on? Michael dalej trwał w niewiedzy. Takiej niewiedzy, jak ja teraz. Bo też już
nie wiem, czy nadal mam przyjaciela…
Annika
- Nie sądzisz, że to wszystko trwa już zbyt długo?
– słyszę głos, który jest balsamem na moje uszy i
umysł.
- Nie dzieje mi się tu krzywda. Daj już spokój,
Jakob… - próbuję się przed nim bronić, ale cóż…
Chyba dosyć miernie mi to wychodzi.
-
Czemu masz poniewierać się u obcych, jak masz tutaj miejsce? Pewne miejsce,
nikt nie wyrzuci cię z dnia na dzień.
- Stefan na pewno nie wyrzuciłby mnie z dnia na
dzień – mówię z niesmakiem. – Nie mów tak o nim, jeśli w ogóle go nie znasz –
walczę jak dzielna lwica o Stefana.
Czuję, że jestem mu to winna, tak po prostu...
-
Annika… - jego głos brzmi, jakby był zmartwiony albo… zakłopotany? – Muszę…
- Annika! – słyszę drugie wołanie,
tym razem dobiega ono nie z słuchawki telefonu, a z korytarza.
- Jakob, nie mogę teraz rozmawiać –
nie czekając na reakcję chłopaka, rozłączam się.
Patrzę teraz
na Stefana, który wyłania się z pochmurnym wyrazem twarzy, którego nie odgania
nawet wymuszony uśmiech, którym wszystko chciał najprawdopodobniej zakryć.
Tak, już zdążyłam go nieco poznać…
- Co się stało? – pytam, podnosząc
się z kanapy i zbliżając do bruneta, który jak ognia unika mojego wzroku.
- Nic się nie stało – burknął, gdy mój telefon
zawibrował, informując, że mam nową wiadomość.
- Doprawdy? – zignorowałam sygnał, skupiając swoją
uwagę na przyjacielu.
- Tak, doprawdy – przewrócił oczami, kierując się
do lodówki.
- Ej, ej! – nie odpuszczałam. – Mój panie, nie jada
się przed obiadem.
- No, dobra – bąknął pod nosem.
- I oczywiście nie przejada się swoich kłopotów –
dodałam, unosząc lewą brew.
- Nie mam żadnych kłopotów! – zirytował się.
Ok, chyba
trzeba mu na dziś odpuścić.
– Może
odczytałabyś tę cholerną wiadomość i dała mi wreszcie spokój?!
- Ktoś tu chyba wstał lewą nogą – zaćwierkotałam,
nie przejmując się zanadto łagodnymi krzykami Krafta.
Brunet tylko wszedł do salonu, ja
oczywiście za jego śladami i wreszcie odczytałam nową wiadomość, która już
jakiś czas temu została do mnie wysłana.
Opadając lekko na kanapę, śledzę
oczyma długą wiadomość, która sprawia, że moje ciało z sekundy na sekundę
sztywnieje coraz bardziej.
Prostuję się, zasłaniając dłonią
usta. Czuję łzy, które napływają do moich oczu, a dodatkowo moje ciało bez
mojej zgody zaczyna drżeć.
- Annika… - odezwał się Stefan,
dostrzegając, co właśnie się ze mną dzieje.
Nie odpowiadam.
Podnoszę się i szybko kieruję się do swojego
pokoju, bo nie chcę przy nim płakać, gdyż na sto procent wiem, iż nie utrzymam
łez na wodzy.
- Annika! – woła za mną zmartwiony,
podążając moimi śladami, ale ja go nie słucham.
Powiem więcej, zatrzasnęłam mu drzwi tuż przed
nosem, właściwie to sama nie wiem, czy przypadkowo go nie uderzyłam tymi
cholernymi drzwiami.
Jednak w tej chwili się tym nie
przejmuję.
Siadam na
łóżku, nie próbując już walczyć z łzami, które same cisną mi się do oczu.
Kolejny raz mam ochotę uciec.
Chyba się od tego uzależniłam.
Uzależniłam
od tchórzostwa i ciągłego unikania cierpienia oraz problemów. Nie mam już sił,
zwyczajnie. Sama nie wiem, co myśleć. Moje myśli błądzą po najróżniejszych
drogach, ale nie umieją skupić się w jednym, konkretnym miejscu.
To cholernie
boli…
- No, dobra. Będę tutaj czekał, póki
mi nie otworzysz – odzywa się Stefan, lecz mnie jakoś nie śpieszy się, żeby go
wpuścić do środka.
Szlocham dalej, tym razem krążąc nerwowo po pokoju.
W dłoni dalej trzymam telefon, ale… co z nim mam teraz niby zrobić? Odpisać?
Oddzwonić?
Nie. Znów najchętniej bym uciekła, tylko pytanie:
gdzie? I tak jestem już na końcu świata, jeśli porównać to z tym, co było
wcześniej…
- Annika – znów słychać Stefana. –
Ja tu dalej jestem. Żebyś czasem nie zapomniała – gapię się w tej chwili w
drzwi. Prawda wygląda tak, że chyba tylko Stefan jakoś we mnie wierzy i tylko
dla niego nie jestem przegrana.
Odgarniam włosy ze swojej twarzy i
kieruję się w stronę drzwi.
Faktycznie, on tam nadal stał i
czekał. Łzy w dalszym ciągu spływają potokiem po moich policzkach, rodząc non
stop nowe kropelki, ale nie przeszkadza mi w tej chwili, że Stefan widzi mnie
właśnie w takich chwili.
- Annika… - zaczął, ale nagle
przerwał.
Najwyraźniej on też toczył teraz walkę sam ze sobą.
Pytanie: o co?
Nie mam głowy teraz się nad tym
głowić. Ocieram niezdarnie rękawem łzy oraz mokre policzki, pytając bruneta w
końcu:
- Dlaczego ludzie zawodzą?
Maraton w formie niespodzianki, czy problemy techniczne? Mniejsza o to...
OdpowiedzUsuńChodzi o to, że... tyle się dzieje przez te kilka rozdziałów....
Stefan miał być ojcem?! Trudno pozbierać mi myśli w głowie.
Pierwszy raz nie wiem co napisać...
O jejku! Wszystkie te rozdziały, które opublikowałaś są niesamowite! Czyżby ich pojawienie się, zwiastowało Twój powrót do publikowania? ❤ Mam nadzieję! Bo kocham to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńŚciskam. ;**
Jestem! Przeczytałam wszystko! Dziękuję za te rozdziały i przepraszam za absencję...
OdpowiedzUsuńChcę tyko napisać, że jestem z Tobą całym sercem i mam nadzieję, że będziesz silniejsza niż kryzys!
Ściskam mocno :*
Cześć :D
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystko i muszę przyznać, że jestem w ciężkim szoku...
Stefan. Biedny, zraniony, poturbowany przez życie Stefan. Teraz zaczynam rozumieć dlaczego się tak zachowywał. Dlaczego był taki nieufny. Ogromna tragedia, z której ciężko mu się pozbierać. I wcale mnie to nie dziwi. Z jednej strony dobrze, że w końcu komuś o tym powiedział i że była to Annika, bo się rozumieją, ale Michi...
Anniki mi szkoda równie mocno. Bo jest kompletnie zagubiona w świecie. Widzę jak się mota i serce mi ściska, że ta dziewczyna musi tak cierpieć. Ludzie niestety zawodzą i będą zawodzić :(
Wiem, że dasz radę i wszystko się ułoży. Ja po prostu w to wierzę :D
Buziaki Mistrzu :*
Wow...
OdpowiedzUsuńTyle powinno wystarczyć, bo w sumie nie wiem, jakimi słowami opisać ten rozdział, ale coś jeszcze spróbuję z siebie wykrzesać. :)
Zastanawiam się nadal kim jest ten Jacob! :o Bo wydaje mi się, że chyba zależy mu na naszej Annice, no i nasza Annika też chce jego szczęścia. Zastanawiam się, co było w tej wiadomości, ze wywołało u niej taką reakcję...
Co do Michiego i Stefana... Myślałam, że Stefcio powiedział mu jako pierwszemu o tym wszystkim, co go dotknęło. :O Tak naprawdę to nie dziwię się złości Michaela. Poczuł się jakby nie był przyjacielem bruneta. Znają się tak długo, że chyba zasłużył sobie na zaufanie Stefana. Naprawdę nie dziwię się, że tak się zirytował. :/ Ale jednak musi spojrzeć na to tak, że jednak nasza Annika jest takim typem człowieka, że kiedy tylko się ją bliżej pozna, każdy chce się przed nią otworzyć. Przecież to on wpakował ją w życie Stefana, więc niech nie ma teraz pretensji. :/
Co do Stefana i Anniki... Boziu, kiedy czekał przed drzwiami... KOCHAM GO! ♥
Pod kolejnym zjawię się niebawem! :*
Kocham! ♥