Miej świadomość, że
decydując się na miłość, zawsze ryzykujesz cierpieniem.
Annika
Widziałam
niemalże wszystko. Wszedł do mojego pokoju, pooglądał moją duszę z każdej
strony, czyli rysunki, które są jej odzwierciedleniem, aż w końcu dotarł do
ramki ze zdjęciem. Tej ramki, gdzie była jej podobizna. Tej kobiety, która go
zraniła. Tej, która miała jego uczucia w garści. Tej, która dalej ma nad nim
kontrolę…
- Stefan… - zachrypiałam ponownie,
zbliżając się znacznie do bruneta, lecz on nagle odskoczył ode mnie.
To… dziwne?
Nie, nawet więcej…
Patrzę na niego, starając się robić
to nienachlanie.
Stefan
lustruje teraz swoje dłonie. W jego oczy zagląda czysty obłęd, widzę go.
Dostrzegam, że cały drży. Głośno i niemiarowo oddycha.
Po raz enty w swoim życiu nie mam
pojęcia, co powinnam zrobić. Stoję zatem nieruchomo, mimowolnie wstrzymując
oddech. Mimo że nie czuję przypływu adrenaliny, moje serce bije jak oszalałe.
Co tu się w ogóle dzieje?
Czy ktokolwiek jest w stanie mi to wytłumaczyć?
- Stefan… - ponawiam próbuję. –
Wszystko z tobą w porządku?
- T…a...a…k… - jąka się w taki sposób, że ledwo
jestem w stanie go zrozumieć.
- Nie wygląda na to, szczerze mówiąc… - rozglądam
się teraz wokół siebie i to, co widzę na wierzchu przeraża mnie.
Na widoku widoczny jest naszkicowany
przeze mnie autoportret Stefana.
Odruchowo odwracam się i gorączkowo chowam rysunek.
Momentalnie krwisty rumieniec rozlewa się po mojej twarzy.
Nie chcę, by ktokolwiek to widział, a na pewno nie
on…
- Widziałem – odzywa się dziwnym,
jak dla niego, głosem. – Całkiem nieźle ci wyszło… - to brzmiało bez
przekonania akurat.
- Dzięki – burknęłam, chowając wzrok
pod opadającymi na czoło włosami.
- Wybacz, że tutaj wszedłem. To twój…
- Nie! – zareagowałam chyba zbyt gwałtownie. Tylko
dlaczego? – To tylko i wyłączni twoja sypialnia. Ja jestem tylko gościem, tak
jakby przejazdem tutaj.
Znów patrzy na mnie tym swoim
przeszywającym wzrokiem, który powoduje, że mam ciarki na całym ciele. Czuję go
na swoim ciele i to ostatecznie zmusza mnie do ponownego nawiązania kontaktu
wzrokowego ze Stefanem.
Mija kilka minut. Cisza i nic
więcej. Tylko cisza… Jest dokładnie tak, jak wtedy, kiedy połączyła nas chwila…
yyy… namiętności?
Przeraża mnie ta dziwna myśl, ale
mam teraz ochotę go znów pocałować.
Niszczy mnie to, bo chcę, aż za bardzo, czuć się
tak, jak wtedy. Czuć jego usta na swoich, czuć ciepłą skórę, słyszeć energiczne
bicie serca, a przede wszystkim – czuć się ważna.
Po chwili
dociera do mnie jedno: on tego nie chce i chcieć nigdy nie będzie…
Zatem, czemu ja mam na to ochotę?
Dlaczego
tego tak chorobliwie tego pragnę?
Cholera, co się ze mną dzieje?
- Dlaczego się rozstaliście? – pytam
w końcu.
Nikt nie wie, ile trudu mnie to kosztowało…
Stefan westchnął głośno,
jednocześnie siadając na łóżku. Delikatnie gładził swą dłonią pościel.
Przymknął powieki, po czym zacisnął pięść na miękkim materiale. Nie przestał
jednak drżeć…
Nic więcej nie mówiąc, siadam obok
niego.
- Stefan, powiedz, czy nie chcesz
tego wszystkiego z siebie wyrzucić? – pytam, starając się zachować neutralny
ton głosu.
- Chcę… - wychrypiał, otwierając powieki. – Albo
nie… Nie chcę… Nie wiem… - zakrył twarz dłońmi.
- Nie będę oceniać ani komentować…
- Niezły chwyt psychologiczny… - wykrzywił w sposób
nienaturalny usta.
- Nie… - pokiwałam przecząco głową. – Po prostu
chcę, żebyś to wiedział.
- Annika, ale ty nie chcesz tego słuchać – znów
przymknął na chwilę powieki i przełknął głośno ślinę.
- Jeśli to by ci miało pomóc, Stefan, nie wahałabym
się nawet przez chwilę – uścisnęłam lekko jego dłoń, lecz on szybko wyswobodził
ją spod mojej opresji.
Kolejny raz
ode mnie uciekł…
No, tak…
Wyprostowałam się w tej samej
chwili, odchrząkując znacząco.
Było mi niezręcznie…
A nawet więcej, ale nie znam już słów, aby to
opisać.
- Miała na imię Teresa – zaczął
nieoczekiwanie. – Byliśmy razem bardzo długo – jeszcze pokonywał wewnętrzne
bariery, widziałam to… - Kochałem ją. Bardzo… - spojrzał na mnie swym zranionym
wzrokiem, po czym wyciągnął dłoń w moją stronę, mówiąc półszeptem: - Chodź.
Poddałam mu się i teraz kierowałam
się mozolnym krokiem w stronę sąsiedniego pokoju, w którym nigdy nie byłam.
Prawdę mówiąc, nigdy mnie to nawet zainteresowało
jakoś szczególnie, co jest po drugiej stronie. Myślałam, że to może jakieś
nieodremontowane pomieszczenie czy coś…
Gdy tylko drzwi otworzyły się przede
mną, ujrzałam… o, nie… Nie, nie, nie! Wszystko, tylko nie to… Nie…
Białe łóżeczko z różowym
baldachimem, mnóstwo pluszaków, grzechotek i innych zabawek, pudrowo różowe
ściany, od których nigdy nie odbił się radosny śmiech dziecka…
- Była w siódmym miesiącu… To miała
być dziewczynka… - przez jego twarz przemknął niezidentyfikowany cień. – Miała
mieć na imię Gloria… - jego głos nagle załamał się jeszcze bardziej.
Rozejrzał
się wokół siebie, wertując głodnym wzrokiem różowe ściany, na których widniały
słodkie podobizny różnych postaci z bajek, a następnie spuścił głowę, jakby
ukazując światu, że się poddał.
Zasłoniłam dłonią usta, aby nie
wydobyć z siebie szlochu, który wisiał już na końcu mojego języka. Miałam ochotę
płakać, bo widząc tak cierpiącego człowieka, nie sposób się nie ukruszyć, ale…
Stefan był już wystarczająco osłabiony. Teraz to ja musiałam okazać się silna.
- Wyjdźmy stąd, Stefan – wyszeptałam
delikatnie, ciągnąc chłopaka z wyczuciem znów do swojego tymczasowego pokoju.
„Tymczasowego” – o, tak. To słowo
należy podkreślać.
- Jednak straciliśmy Glorię… -
powiedział jakby do siebie, opadając bezsilnie na łóżko.
- Teresa poroniła? – wydukałam.
Nie odpowiedział, a tylko pokiwał
niemo głową.
- Tak mi przykro… - szepnęłam,
spinając wszystkie mięśnie.
- To nie wszystko… - zabrzmiał pusto. – Kiedy
Gloria umarła… Dla każdego z nas to był cios…
- To zrozumiałe, Stefan. Nikomu nie byłoby łatwo
pogodzić się z czymś tak strasznym.
- Próbowaliśmy żyć normalnie, ale wtedy… - zaczął
płakać. Tak po prostu… Jak dziecko… - Wtedy Teresa powiedziała, że… - mówiąc
nieskładnie, brunet wtulił się we mnie niczym syn do matki, w dalszym ciągu
roniąc hektolitry łez.
Głaszczę
jego włosy, przyłapując się na własnych łzach, choć teraz cieszę się, że
cierpię razem z nim. Nie jest przynajmniej sam…
- Powiedziała, że wraz z odejściem
Glorii, odeszły też jej uczucia do mnie… - w tej chwili chłopak wydobył z
siebie donośny szloch.
- To zabrzmi banalnie, ale… - otarłam własne łzy
dłonią – to nie twoja wina.
- Wiem, ale nie umiem za nic o tym zapomnieć! –
uniósł się lekko, podnosząc się równocześnie na równe nogi. – Myślisz, że
dlaczego śpię od tamtego czasu w pokoju gościnnym? – spojrzał na mnie znaczącym
wzrokiem, przez który wypuściłam jeszcze więcej niechcianych łez spod kontroli.
– Nie umiem tutaj wrócić. Nie umiem być tutaj bez niej… - dokończył, zwieszając
głowę na dół, opierając się jednocześnie rękami o komodę.
Kolejny raz nikt nic nie mówi.
Cisza. Który to już raz? Stan, który przytłacza, nic więcej… Przynajmniej ja
tak mam.
Słona ciecz dalej ścieka po moich
policzkach. Wytarłabym ją, ale nie mam nawet do tego głowy. Nerwowo bawię się
paznokciami, obskubując je niemiłosiernie. Nie posiadam już nad niczym władzy.
Na pewno nie nad samą sobą…
Działam pod wpływem własnego
instynktu.
Dobiegam szybko do szuflady, chwytam czystą kartkę
papieru oraz ołówek i zaczynam odpływać do własnej krainy, gdzie wstęp mam
tylko ja. Nikt inny.
- Co robisz? – pyta Stefan, ale ja
już nie odpowiadam.
Wpadłam w
trans i już nikt nie jest chyba w stanie mnie z niego wyciągnąć.
Kreślę gorączkowo i szybko coraz
wyraźniejsze kształtu, które powoli układają się w spójną całość. Oddycham
głośno i spazmatycznie, czuję nawet kropelkę potu na czole, lecz łzy w dalszym
ciągu wiszą na koniuszkach moich rzęs.
Jest on. Zrozpaczony, poniżony i
oszukany. Cierpi za nas wszystkich. Jego twarz wydaje się być przepełniona
bólem i cierpieniem, niczym innym. Po policzkach płyną srebrne łzy, które go
uszlachetnią z czasem. Ręce spuszczone wzdłuż ciała, pokazują jego uległość i
poddanie się. Stoi w deszczu, który podkreśla niby stracone życie. Przynajmniej
tak jest w jego oczach.
Dopiero kiedy kończę, unoszę wzrok i
napotykam się na wyczekujące spojrzenie Stefana. Żadne z nas nie przerywa
ogłuszającej ciszy. Swymi źrenicami, mówię jedynie:
„Tak, to mężczyzna zraniony właśnie
przez miłość”, po czym spuszczam wzrok i patrzę jedynie na kartkę papieru w
moich rękach, która ukazuje stan naszej dwójki, chociaż Stefan może jeszcze nie
wiedzieć, że również należę do jego drużyny…
Drużyny zranionych przez miłość.
- Takie jest to życie, widzisz… -
powiedziałam pod nosem, czując, że muszę za wszelką cenę stłumić tę ciszę, nim
będzie za późno.
źródło |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz