Nie tylko dzieciom
można sprawiać niespodzianki…
Annika
- Annika – słyszę
szept.
Otwieram gwałtownie oczy, zrywając się szybko i
podpierając się łokciami na łóżku. Rozglądam się wokół i widzę tylko ciemność.
Dyszę ciężko, nie mogąc uspokoić swojego oddechu.
Serce chyba zaraz wyskoczy z mojej piersi.
- Annika – słyszę znów, lecz tym
razem jest to znajomy mi głos.
Po omacku
szukam na szafce nocnej lampki, która po chwili rozświetliła całe
pomieszczenie.
- Stefan?! – pisnęłam spanikowana. – Co ty tutaj
robisz o… - wzięłam do ręki zegarek – cholera! Jest trzecia w nocy!
Zgłupiałeś?!
- Nie chciałem cię gwałtownie budzić – udał
niewiniątko, chociaż ja widzę w jego oczach, że celowo chciał mnie wystraszyć
tym szeptem rodów z horrorów.
- Jasne – burknęłam, rzucając w
niego poduszką. – Ty tylko takiego dobrego udajesz.
- Annika, jest sprawa…
- I serio ona nie może poczekać aż do rana? –
jęknęłam, przecierając sennie oczy. – Jest trzecia, na Boga, Stefan.
- Nie może zaczekać – powiedział stanowczo i to
dopiero utwierdziło mnie w przekonaniu, że sprawa, o której mówi faktycznie nie
może czekać.
Wlepiam zatem w niego wzrok i patrzę
na niego jak jakaś niespełna rozumu, ale godzina robi w końcu robi swoje.
Prostuję się, odgarniam włosy z twarzy i w końcu przerywam chwilę dziwnej
ciszy:
- Co się stało? – szczerze mówiąc, myślałam,
że może tak do Stefana coś dotarło? Może coś związanego z Teresą?
- Chodź – wyciągnął ku mnie swą
dłoń.
Zlustrowałam go badawczym, aczkolwiek niepewnym
spojrzeniem, po czym w końcu zdecydowałam się chwycić jego rękę.
- Ale o co w tym wszystkim chodzi? – rzuciłam,
kiedy brunet pomagał mi podnieść się z łóżka.
- Zaraz zobaczysz – stanęłam przed nim, ale…
cholera jasna, no!
- Nie wstydź się mnie – parsknął
śmiechem, wyraźnie dostrzegając, jak czerwienię się na twarzy.
- Bardzo śmieszne – burknęłam, obciągając koszulkę,
w której spałam, a która ledwo zakrywała moje uda.
Kurde, że
też nie zapowiedział się, że przyjdzie w nocy włożyłabym coś yyy… stosowniejszego. Albo coś bardziej
seksi.
Pfu!
Tfu!
Co ja gadam?!
- Żebyś wiedziała – przytaknął. – Ten
rumieniec. No, no – nabijał się, celowo wertując mnie wzrokiem od góry do dołu.
Czerwienię się jeszcze bardziej, tylko teraz ze złości, nie z zażenowania. –
Hej! Spokojnie. Co ty myślisz, że nigdy nie widziałem nagiej kobiety?
- Takiej jak ja, nigdy nie widziałeś – założyłam
ręce na piersi, szelmowsko unosząc lewą brew.
- A może w łazience zamontowane są kamery? – ha,
jaki cwaniaczek.
Czuję, że
przegrywam, to odwracam natychmiast kota ogonem:
- Ok, podrażniłeś mnie już, teraz
możemy iść spać?
- Że razem? – spodobała mu się ta zabawa, widzę. –
Czyżby to jakaś propozycja? – ej! Unoszenie jednej brwi, to moja cecha
charakterystyczna!
- Jesteś mocno rąbnięty w głowę,
Kraft – popukałam go w głowę.
- Z jakim przystajesz, takim się stajesz – wystawił
język, kładąc swoje dłonie na moich biodrach.
- Yyy, nie boisz się, że czymś się ode mnie
zarazisz, będąc tak blisko mnie? – spytałam, wcale nie mając ochoty oddalić się
od bruneta.
- Lubię życie na krawędzi – spoważniał w tej
chwili, przybliżył do mnie swą twarz i z tak bliskiej odległości patrzył w moje
oczy.
Nagle jakoś się rozbudziłam. Rozwarłam szeroko
oczy, czując na swoim ciele elektryzujące ciarki.
Nie wiem, co
to wszystko ma znaczyć, ale z jednej strony podoba mi się to, a z drugiej –
przeraża mnie to.
- Annika, wiesz, że zawsze masz we
mnie wsparcie, prawda? – zapytał.
- Tak, wiem – przytaknęłam.
- I wiesz, że będę cię wspierał w każdej decyzji,
jaką podejmiesz?
- To też wiem.
- Chodźmy już – chwycił mnie za rękę, prowadząc
przez ciemny korytarz, a na nieoświetlonych schodach kurczowo trzymał mnie za
dłoń, abym nie potknęła się i przypadkiem nie upadła.
Jakoś tak… no, jakbym czuła się
bezpiecznie i zaskakująco dobrze, a przecież kto jak to, ale ja jestem
człowiekiem strachliwym. Przynajmniej jeśli chodzi o błąkanie się po mieszkaniu
w środku nocy, ale przy nim?
Przy Stefanie się nie boję, chociaż mam świadomość,
że przy pierwszej lepiej okazji by mnie sprzedał, żeby mieć spokój. A
przynajmniej bywają takie dni.
- Stefan, niczego nie rozumiem –
mówię, gdy wprowadza mnie wreszcie do korytarza, gdzie żarzy się słabe światło.
– Nie jestem ubrana. Zresztą, ty też nie – patrzę na jego bokserki i koszulkę
na ramiączkach.
- Ja nigdzie nie idę – mówi z pewnością. – Kiedy
zniknę z pola widzenia, masz otworzyć drzwi, dobrze? – mówi do mnie jak do
małej dziewczynki.
- Ale… - odprowadzam go wzrokiem. – Stefan! Ja nic
nie rozumiem.
- Nie musisz rozumieć, po prostu to zrób –
usłyszałam głos dobiegający z oddali.
Westchnęłam głośno.
Ech, nie mam
siły do tego wariata, naprawdę.
- Nie wierzę… - wyszeptałam, gdy zobaczyłam, kto
tak naprawdę sprawił mi pobudkę o tej porze.
Mimowolnie cofnęłam się o krok do
tyłu, nie mogąc nadziwić się widokiem tego człowieka przede mną.
Przetarłam oczy i prawdę mówiąc, miałam ochotę się
uszczypnąć, ale… jakoś tak, cholerka, nie wypadało teraz.
Przełknęłam głośno ślinę, poprawiając jeszcze swoje
rozmierzwione włosy, mówiąc z trudem:
- Czemu czekasz za drzwiami?
Ja już wiem, kto to jest! Ha! To Jacob! Mam rację, prawda? :D
OdpowiedzUsuńKolejny zaskakujący rozdział. W poprzednim miałam wrażenie, że Stefan jest nieco zawiedziony wyborem Anniki. Teraz pomógł swojemu konkurentowi. Czyżby pogodził się z wyborem Anniki?
Kurde, ja tak zakładam, że to Jacob, a tak naprawdę to nie wiem kto to.. Lecę dalej! ^^ Ale jestem podekscytowana! Jej! :D