środa, 13 lipca 2016

~ Rozdział dwudziesty pierwszy



Nie tylko dzieciom można sprawiać niespodzianki…
Annika
            - Annika – słyszę szept.
Otwieram gwałtownie oczy, zrywając się szybko i podpierając się łokciami na łóżku. Rozglądam się wokół i widzę tylko ciemność. Dyszę ciężko, nie mogąc uspokoić swojego oddechu.
Serce chyba zaraz wyskoczy z mojej piersi.
            - Annika – słyszę znów, lecz tym razem jest to znajomy mi głos.
 Po omacku szukam na szafce nocnej lampki, która po chwili rozświetliła całe pomieszczenie.
- Stefan?! – pisnęłam spanikowana. – Co ty tutaj robisz o… - wzięłam do ręki zegarek – cholera! Jest trzecia w nocy! Zgłupiałeś?!
- Nie chciałem cię gwałtownie budzić – udał niewiniątko, chociaż ja widzę w jego oczach, że celowo chciał mnie wystraszyć tym szeptem rodów z horrorów.
            - Jasne – burknęłam, rzucając w niego poduszką. – Ty tylko takiego dobrego udajesz.
- Annika, jest sprawa…
- I serio ona nie może poczekać aż do rana? – jęknęłam, przecierając sennie oczy. – Jest trzecia, na Boga, Stefan.
- Nie może zaczekać – powiedział stanowczo i to dopiero utwierdziło mnie w przekonaniu, że sprawa, o której mówi faktycznie nie może czekać.
            Wlepiam zatem w niego wzrok i patrzę na niego jak jakaś niespełna rozumu, ale godzina robi w końcu robi swoje. Prostuję się, odgarniam włosy z twarzy i w końcu przerywam chwilę dziwnej ciszy:
            - Co się stało? – szczerze mówiąc, myślałam, że może tak do Stefana coś dotarło? Może coś związanego z Teresą?
            - Chodź – wyciągnął ku mnie swą dłoń.
Zlustrowałam go badawczym, aczkolwiek niepewnym spojrzeniem, po czym w końcu zdecydowałam się chwycić jego rękę.
- Ale o co w tym wszystkim chodzi? – rzuciłam, kiedy brunet pomagał mi podnieść się z łóżka.
- Zaraz zobaczysz – stanęłam przed nim, ale… cholera jasna, no!
            - Nie wstydź się mnie – parsknął śmiechem, wyraźnie dostrzegając, jak czerwienię się na twarzy.
- Bardzo śmieszne – burknęłam, obciągając koszulkę, w której spałam, a która ledwo zakrywała moje uda.
 Kurde, że też nie zapowiedział się, że przyjdzie w nocy włożyłabym coś  yyy… stosowniejszego. Albo coś bardziej seksi.
Pfu!
Tfu!
Co ja gadam?!
            - Żebyś wiedziała – przytaknął. – Ten rumieniec. No, no – nabijał się, celowo wertując mnie wzrokiem od góry do dołu. Czerwienię się jeszcze bardziej, tylko teraz ze złości, nie z zażenowania. – Hej! Spokojnie. Co ty myślisz, że nigdy nie widziałem nagiej kobiety?
- Takiej jak ja, nigdy nie widziałeś – założyłam ręce na piersi, szelmowsko unosząc lewą brew.
- A może w łazience zamontowane są kamery? – ha, jaki cwaniaczek.
 Czuję, że przegrywam, to odwracam natychmiast kota ogonem:
            - Ok, podrażniłeś mnie już, teraz możemy iść spać?
- Że razem? – spodobała mu się ta zabawa, widzę. – Czyżby to jakaś propozycja? – ej! Unoszenie jednej brwi, to moja cecha charakterystyczna!
            - Jesteś mocno rąbnięty w głowę, Kraft – popukałam go w głowę.
- Z jakim przystajesz, takim się stajesz – wystawił język, kładąc swoje dłonie na moich biodrach.
- Yyy, nie boisz się, że czymś się ode mnie zarazisz, będąc tak blisko mnie? – spytałam, wcale nie mając ochoty oddalić się od bruneta.
- Lubię życie na krawędzi – spoważniał w tej chwili, przybliżył do mnie swą twarz i z tak bliskiej odległości patrzył w moje oczy.
Nagle jakoś się rozbudziłam. Rozwarłam szeroko oczy, czując na swoim ciele elektryzujące ciarki.
 Nie wiem, co to wszystko ma znaczyć, ale z jednej strony podoba mi się to, a z drugiej – przeraża mnie to.
            - Annika, wiesz, że zawsze masz we mnie wsparcie, prawda? – zapytał.
- Tak, wiem – przytaknęłam.
- I wiesz, że będę cię wspierał w każdej decyzji, jaką podejmiesz?
- To też wiem.
- Chodźmy już – chwycił mnie za rękę, prowadząc przez ciemny korytarz, a na nieoświetlonych schodach kurczowo trzymał mnie za dłoń, abym nie potknęła się i przypadkiem nie upadła.
            Jakoś tak… no, jakbym czuła się bezpiecznie i zaskakująco dobrze, a przecież kto jak to, ale ja jestem człowiekiem strachliwym. Przynajmniej jeśli chodzi o błąkanie się po mieszkaniu w środku nocy, ale przy nim?
Przy Stefanie się nie boję, chociaż mam świadomość, że przy pierwszej lepiej okazji by mnie sprzedał, żeby mieć spokój. A przynajmniej bywają takie dni.
            - Stefan, niczego nie rozumiem – mówię, gdy wprowadza mnie wreszcie do korytarza, gdzie żarzy się słabe światło. – Nie jestem ubrana. Zresztą, ty też nie – patrzę na jego bokserki i koszulkę na ramiączkach.
- Ja nigdzie nie idę – mówi z pewnością. – Kiedy zniknę z pola widzenia, masz otworzyć drzwi, dobrze? – mówi do mnie jak do małej dziewczynki.
- Ale… - odprowadzam go wzrokiem. – Stefan! Ja nic nie rozumiem.
- Nie musisz rozumieć, po prostu to zrób – usłyszałam głos dobiegający z oddali.
            Westchnęłam głośno.
 Ech, nie mam siły do tego wariata, naprawdę.
- Nie wierzę… - wyszeptałam, gdy zobaczyłam, kto tak naprawdę sprawił mi pobudkę o tej porze.
            Mimowolnie cofnęłam się o krok do tyłu, nie mogąc nadziwić się widokiem tego człowieka przede mną.
Przetarłam oczy i prawdę mówiąc, miałam ochotę się uszczypnąć, ale… jakoś tak, cholerka, nie wypadało teraz.
Przełknęłam głośno ślinę, poprawiając jeszcze swoje rozmierzwione włosy, mówiąc z trudem:
            - Czemu czekasz za drzwiami? 

1 komentarz:

  1. Ja już wiem, kto to jest! Ha! To Jacob! Mam rację, prawda? :D
    Kolejny zaskakujący rozdział. W poprzednim miałam wrażenie, że Stefan jest nieco zawiedziony wyborem Anniki. Teraz pomógł swojemu konkurentowi. Czyżby pogodził się z wyborem Anniki?
    Kurde, ja tak zakładam, że to Jacob, a tak naprawdę to nie wiem kto to.. Lecę dalej! ^^ Ale jestem podekscytowana! Jej! :D

    OdpowiedzUsuń