czwartek, 14 lipca 2016

Epilog



Epilog: Pamiętaj, że życie jest nieprzewidywalne

Annika

                Przedzieram się przez deszcz. Nie, to właściwie ulewa, która sprawia, że niemalże nic przed sobą nie widzę.
                Cholera. To brzmi tak znajomo, że aż nie wierzę. Życie jednak uwielbia ze mnie drwić. Pfff…
                Znów uciekam. Biegnę przed siebie tak szybko, że aż sama jestem w szoku, że tak umiem. I w zasadzie, to nie jestem zmęczona. Jak na razie przynajmniej…
                Włosy zasłaniają mi pole widzenia. Cholera, po co zapuszczałam tak długie kłaki? Wiedząc, że moje życie opiera się głównie na uciekaniu, czyli bieganiu, powinnam wiedzieć, że długie włosy nie są moim sprzymierzeńcem. Dlatego teraz kleją mi się tak do twarzy. Ugh.
                Tak jakoś dziwnie mi na duszy…
                Chce mi się śmiać, bo przecież odczuwam jedno z najpiękniejszych uczuć, ale z drugiej strony chce mi się zwyczajnie płakać…
                Znów zraniłam… Zadałam ból dwóm mężczyznom, których przecież chciałam chronić…
                Ale chyba mimo wszystko, nie gryzie mnie to tak bardzo. Coś mnie uskrzydla. Pozwala biec i myśleć, że robię słusznie. Bo robię…
                Nawet wtedy, gdy nie mam na sobie już suchej nitki, a woda dosłownie leje się po mnie ciurkiem…
                Tak. Ja robię słusznie, do cholerki! 

***

Nawet teraz te cholernie blade światło tych cholernych świetlówek mnie razi. Czy wspólnota mieszkaniowa nie mogłaby się tym wreszcie zająć, no?!
Dobra. Nie ma co się rozczulać nad głupim światłem.
Idę szybko w stronę windy. Kurcze, ona też wydaje się być cholerna.
Dosłownie wszystko mi przeszkadza, wiem, ale…
Nie mam sił. Opieram się o ścianę i zsuwam się po niej tak, że teraz kucam i chowam swą twarz w dłoniach.
Nie umiem powiedzieć, co czuję.
Nie mam też żadnego planu.
Nie mam w sumie zupełnie niczego. W tym momencie nawet wyglądu, bo zdaję sobie sprawę, że wyglądam jak mokra łaska.
Kij z tym. Ważne, że mam jakąś dziwną siłę i motywację w sobie.
Wybiegam z windy i znów biegnę wąskim korytarzem. Dobiegam wreszcie na miejsce i z impetem otwieram mieszkanie.
Szybko udaję się do salonu, rozglądając się wokół gorączkowo.
- Stefan! Stefan! – wołam na całe gardło. – Stefan! Jesteś tutaj?! – krzyczę biegając jak wariatka po całym mieszkaniu.
- Stefan… - szepczę, stojąc na środku salonu, jednoczenie przeczesując dłońmi mokre włosy.
Wzdycham cicho i znów ruszam galopem, tym razem do mieszkania obok.
Znów nie wiem, co mną kieruje, ale to jest silniejsze ode mnie. Wiem, że powinnam się poddać, wrócić do tego bagna i sobie żyć tak, jakoś wiążąc koniec z końcem, ale nie…
Ja teraz wpadam jak poparzona do mieszkania Michaela i krzyczę już z progu:
- Jest tutaj Stefan?!
Zza jednej ze ścian wyłania się zaszokowany blondyn, który patrzy na mnie wzrokiem pełnym pytajników.
Tak, wiem. Wyglądam jak buszmen, po tej stylizacji deszczu; na dodatek dyszę jak pies, a moja twarz przypomina kolorem w tej chwili dojrzałego pomidora.
- Annika… - mówi słabo.
- Jest tutaj Stefan?! – pytam znów, nie przestając sapać.
- Annika…
- Jest tutaj Stefan? – znów pada z mych ust, tym razem nieco spokojnych.
- Ale…
- Michael! – uniosłam się. – Jest tutaj Stefan?! – jeśli go tu nie będzie, ja… nie wiem, co zrobię dalej. Bo czy starczy mi odwagi, by czekać?
- Annika?! – nagle przed moimi oczyma pojawiła się Claudia, która niewiadomo kiedy wyłoniła się zza pleców blondyna. – Co ty tutaj robisz?
- Jest tutaj Stefan?! – tracę powoli cierpliwość.
Blondyn rozgląda się niepewnie wokół siebie, aż wreszcie zawiesza na mnie swe błękitne tęczówki i mówi:
- Co się stało? Do czego ci potrzebny Stefan?
- Muszę mu coś powiedzieć – przyznaję z werwą.
- Co? – powiedzieli chóralnie.
Przewróciłam oczyma.
- Książkę piszecie? – prychnęłam niemiło, ale no… ileż można?!
- Tak – przyznali razem.
- Ja… - spojrzałam szczerze na Michaela – muszę mu coś powiedzieć… - zwiesiłam głowę na dół.
- To znaczy co? – zapytał, mierząc mnie niepewnym wzrokiem.
- Że… no, wiesz…
- Nie – odpowiedziała za niego jego partnerka.
Przetarłam oczy, aby nikt nie mógł zauważyć, iż wzbierają się w nich łzy.
- Ja…
- Ty… - bąknął pod nosem Michi.
- Ja go, do cholery, kocham! – wrzasnęłam na całe gardło, uważając już gest ze strony blondaska za zbyt śmiałe posunięcie. – To dla niego uciekłam od Jakoba, to dla niego znów biegłam w tę cholerną ulewę, to dla niego… dla niego… - teraz jakby ktoś mi włączył jakąś blokadę – dla niego chcę zmienić całe swoje życie…
Spuściłam wzrok na dół, skubiąc niepewnie rękaw przemoczonego dresu.
Jak to żałośnie brzmi, prawda? Dziewczyna taka jak ja, chce mieć chłopaka takiego jak on. Dla niego chce zmienić swoje życie? Pfff… Zacznijmy od tego, że ona nie ma życia, aby go  zmienić…
- W takim razie czemu wyjechałaś z Jakobem? – to pytanie z ust Michaela było już jak policzek.
- Bo wcześniej to Jakob był moim marzeniem. Takim, wiesz… Nieuchwytnym – mówiłam z kwaśnym i drwiącym uśmieszkiem, nadal wpatrując się w podłogę. – Całe życie o nim marzyłam, aż tu bach! Pewnego dnia puka do moich drzwi i chce mnie porwać w siną dal. Czy to nie jest piękne? – parsknęłam sztucznych rechotem.
- Nie, jeśli to on nie jest twoim księciem… - odpowiedziała mi Claudia.
- Dokładnie – potwierdziłam. – Szukałam całe życie księcia. Wiedziałam nawet kim on jest, ale nikt nie wie, jak bardzo się pomyliłam… Bo nie chodzi o ideał, ale właśnie o ten cholerny nieideał, którym jest Stefan, bo ja… - plączę się coraz bardziej – kocham jego wady. Kocham, jak przeklina, kiedy ogląda mecze, chociaż od początku mówi, że ludzie wykształceni i inteligentni, czyli oczywiście tacy jak on, nie używają takiego słownictwa. Kocham, jak czasem przypatrywał się paczce papierosów, kiedy wyraźnie coś go gryzło, wiedząc, że nie może zapalić, a co najlepsze, on biedny myślał, że tego nigdy nie zauważyłam. Kocham to, jak się zmienia w stanowczego i nieznoszącego sprzeciwu człowieka. Kocham, jak próbuje mną kierować. Kocham, jak próbuje być kimś innym… Kocham go całego… Kocham…
- Ale zdałaś sobie z tego sprawę zbyt późno… - nadal odpowiadała mi dziewczyna.
- Wiem – odparłam. – Na dodatek, on cały czas przecież kocha Teresę – odparłam, czując, w jaki sposób moje ciało sztywnieje.
No, tak… Zapomniałam o niej, szczerze mówiąc…
To nie ma sensu.
- Nigdy z nią nie wygram – zaśmiałam się niewesoło. – Ależ jestem głupia…
- Annika… - próbował coś powiedzieć Michi.
- Nie, to bez sensu – przerwałam mu. – Wybaczcie, że wam przeszkodziłam i… nie mówicie nic Stefanowi – dokończyłam, wypowiadając z trudem jego imię.
Ciekawe, czy widzą, że właśnie w tej chwili rozsypałam się na kawałki…
- Nie będziemy musieli – mówi stanowczo Michael.
- Annika – tym razem mówi do mnie ani nie Michael, ani nie Claudia. To... ON.
Cholera, cholera, cholera… To ten… Jak ja się nazywam?
Nie wiem, co robić, zatem panikuję. Stawiam kilka kroków do tyłu i próbuję chwycić klamkę, ale nim udaje mi się osiągnąć cel, Stefan chwyta mnie w pasie, zamyka w swym żelaznym uścisku i składa pocałunek na moich zimnych ustach.
Pieści je z czułością i delikatnością, ale również z nutką zniecierpliwienia, co dodaje mi rozkoszy, ale także oszałamia.
Chwytam się jego ramienia i zwyczajnie odwzajemniam pocałunek, chyba jeszcze najwidoczniej nie do końca kontaktując.
- Anniś… - nigdy wcześniej nie zdrabniał mojego imienia.
- Stefan, ja…
- Ciii… - składa na moich ustach przelotnego całusa. – Nie mów nic, wiem już wszystko.
- Ale…
- Nigdy nie myśl, że jesteś od kogoś gorsza, bo dla mnie jesteś najlepszym, co mogło mi się przytrafić. Znaczysz więcej, niż wszystko razem wzięte, rozumiesz, wariatko? – uśmiechnął się uroczo, co również sprawiło, że i ja wykrzywiłam swe usta w szczery, subtelny uśmiech.
- Tylko…
Znów uciszył mnie pocałunkiem.
Muszę chyba więcej gadać…
- Teresa nigdy nie stanie pomiędzy nami. Ona była kiedyś, jest już przeszłością, natomiast tylko ty jesteś moim dzisiaj i jutrem, zrozumiano? – patrzył mi głęboko w oczy.
Przytaknęłam, na co on ucałował mnie w czubek nosa.
Zaśmiał się, kiwając niedowierzająco głową.
- Nie wierzę, że wróciłaś…
Tym razem to ja zarechotałam, wtulając się w jego tors.
Ależ ja kocham jego ciepło…
- A ty nie mówisz mi takich rzeczy… - jęknęła Claudia, szturchając Michaela.
- Ale, rybciu…
- Żadnych rybci! – krzyknęła stanowczo. – Dziecko!
- Co? – blondyn zmarszczył brwi.
- No, dziecko! – odpowiedziała krzykiem.
- Gdzie? – biedny Michi… On zaraz zwariuje z tą kobietą przecież.
- No, tu przecież! – wskazała na swój brzuch.
- Teraz? – Hayboeck spojrzał raz na mnie, raz na Michaela, a potem na swą ukochaną. – Skarbie, mamy gości.
- Głowa go boli – wtrącił głupkowato Stefan.
- Szkoda, że nie bolała go dwa miesiące temu! – dziewczyna tupnęła nogą, po czym szybko odwróciła się na pięcie i powędrowała w swoją stronę.
Oho, Michi blednie… Czy każdy facet musi reagować tak samo?
- Stary, ojcem będziesz! – Stefan na chwilę wypuścił mnie ze swych ramion i klasnął w swe dłonie, jednocześnie podchodząc do blondyna, którego klepał teraz radośnie po ramieniu.
No, Michi dalej – opcja „no life”.
- Cholerka, leć do niej! Nie stój jak słup soli! – krzyknęłam do niego.
Chłopak tylko kiwnął martwo głową i biegiem popędził w śladami swojej ukochanej.
- Zakochani… - zaśmiał się Stefan.
Czy ja już mówiłam, że kocham jego uśmiech?
- Zakochani – potwierdziłam, wchodząc znów w jego objęcia.
O, tak. Tam było moje miejsce.
- Stefan… - zaczęłam, patrząc na niego niepewnie – ty zauważyłeś, że zawsze uciekam właśnie do ciebie? Najpierw od ojczyma, potem od modelek, a teraz od Jakoba…
- No, widzisz, Słonko? Ty uciekasz, a ja i tak zawsze cię dogonię – ucałował moje czoło.
Uśmiechnęłam się szeroko, patrząc na jego twarz, która w tej chwili przyglądała mi się ze skonsternowaniem.
- Kocham cię – wyszeptał.
Teraz jestem pewna, że już nigdy nie ucieknę

4 komentarze:

  1. Ojejku! Czemu ten epilog tak szybko?? Ja się wciągnęłam w czytanie, a tu już koniec :(
    Ale cieszę się, że Annice i Stefanowi się udało. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić uczuć, jakie nią targały, gdy wpadła szukać Stefana. Najpierw rozpadła się na miliony kawałeczków a potem pojawił się Stefan i wszystko w końcu jest tak, jak należy :)
    Michi tatusiem? Trzy razy tak!
    Szkoda, że to już koniec, mam nadzieję, że powrócisz jeszcze z jakimś świetnym opowiadaniem :) Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrabiam, nadrabiam... Już myślałam, że wszystko skończy się tak, że Annika będzie z Jakobem i nawet byłam na to przygotowana. Myślałam sobie, że to może nie być wcale takie złe zakończenie, bo w końcu Stefan i Annika dali sobie tak wiele, ale mimo to musieli się rozstać... A tu nie! Annika znów uciekła!
    Potrzebowała odjechać z Jakobem, żeby zrozumieć, że to nie tego pragnęła, a Stefana. Dobrze, że nie zwlekała i natychmiast zawróciła. Podziwiam ją!
    Michi w roli ojca? Oj, nie wyobrażam sobie tego ;-)
    Wiesz, jakoś tak bez entuzjazmu piszę ten komentarz, bo zdaję sobie sprawę z tego, że... to już koniec. Nie tylko tego opowiadania, ale koniec z czytaniem Twoich opowiadań :-( Zupełnie inaczej byłoby, gdyby czekało na nas kolejne, ale cóż... Tak musi być.
    Żegnam się z tym opowiadaniem, ale mam nadzieję, że nie z Tobą :-)Dziękuję, że chociaż tyle dla nas zrobiłaś, że zakończyłaś to opowiadanie, a nie zostawiłaś nas tak w połowie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć :D
    Najpierw tutaj.
    Dziękuję Ci za to zakończenie. Bo zaczynałam już wątpić, że oni się kochają. Bo przecież to było takie oczywiste. Ale może nie dla nich? Przynajmniej nie na początku.
    Dziękuję Ci za tą historię. Kolejną, genialną, która długo zostanie w mojej pamięci.
    Dla mnie zawsze będziesz mistrzem :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, że się wzruszyłam? :')
    To takie piękne. ♥ Oni się KOCHAJĄ! ♥ Annika przestanie uciekać! ♥
    To takie piękne, że w końcu zrozumieli, że ciągnie ich do siebie, jak ćmy do światła...
    To takie piękne, ze w końcu wyznali sobie to, co do siebie czują...
    To takie piękne, że w końcu będą mogli być razem...
    Jestem po prostu wzruszona! ♥
    I wiesz co jeszcze mnie oczarowało? Kończysz tę historię podobnie jak ją zaczęłaś... Takie to sentymentalne. ♥
    A Claudia i Michi to normalnie... Hahaha! :D Śmiałam się jak głupia! ^^
    Wiesz, z jednej strony jestem zła, że nie przeczytałam wszystkich rozdziałów od razu po Twojej ostatecznej decyzji, ale tak sobie myślę i w sumie jestem sobie za to wdzięczna. Bo dzięki temu, nie musiałam się z Tobą od razu żegnać. :) Wiem, wiem... Co się odwlecze to nie uciecze, ale ja czułam się jednak lepiej, wiedząc, że czeka tutaj na mnie kolejne cudeńko. Teraz czuję pustkę... Tę samą pustkę, którą w poprzednim rozdziale czuł Stefan po stracie Anniki. :) I wiesz co? Smutno mi, że do mnie już żadne Twoje opowiadanie nie wróci, tak jak Annika do Stefana... :( Może i żadna z Twoich twórczości do mnie nie trafi, ale wiedz, że ja będę wracać do Twoich opowiadań. Bo były naprawdę górnolotne. Bo były prawdziwe. Bo były TWOJE. :) Wiesz... To zabrzmi pewnie zabawnie, ale to opowiadanie jest dla mnie jakoś takie... szczególne. :)) Dlaczego? Na początku tej historii zadedykowałaś ją mnie... I naprawdę poczułam się częścią tego opowiadania, tych bohaterów i wszystkich ich wzlotów oraz upadków. :')
    Kurde, ryczę jak bóbr...
    Nie ma słów, żeby opisać wszystko, co we mnie siedzi...
    Odwlekałam, odwlekałam i niestety muszę się pożegnać. :(
    Dziękuję Ci Kochana! Za wszystko! Za czas nam poświęcony. Za emocje, których nam dostarczałaś. Za bohaterów, których wykreowałaś. Za uśmiechy radości. Za łzy smutku i wzruszenia. Kochana, dziękowałam Ci już pod ostateczną decyzją, a teraz na nowo szargają mną takie emocje, że... że nie wiem, co mogę powiedzieć, by miało to jakikolwiek sens...
    Po prostu wiedz, że bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki, ze będę Cię wspierać i że zawsze możesz na mnie liczyć! ♥
    KOCHAM NAJMOCNIEJ!♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń