Epilog: Pamiętaj, że
życie jest nieprzewidywalne
Annika
Przedzieram się przez deszcz. Nie, to
właściwie ulewa, która sprawia, że niemalże nic przed sobą nie widzę.
Cholera.
To brzmi tak znajomo, że aż nie wierzę. Życie jednak uwielbia ze mnie drwić.
Pfff…
Znów
uciekam. Biegnę przed siebie tak szybko, że aż sama jestem w szoku, że tak
umiem. I w zasadzie, to nie jestem zmęczona. Jak na razie przynajmniej…
Włosy
zasłaniają mi pole widzenia. Cholera, po co zapuszczałam tak długie kłaki?
Wiedząc, że moje życie opiera się głównie na uciekaniu, czyli bieganiu,
powinnam wiedzieć, że długie włosy nie są moim sprzymierzeńcem. Dlatego teraz
kleją mi się tak do twarzy. Ugh.
Tak
jakoś dziwnie mi na duszy…
Chce
mi się śmiać, bo przecież odczuwam jedno z najpiękniejszych uczuć, ale z
drugiej strony chce mi się zwyczajnie płakać…
Znów
zraniłam… Zadałam ból dwóm mężczyznom, których przecież chciałam chronić…
Ale
chyba mimo wszystko, nie gryzie mnie to tak bardzo. Coś mnie uskrzydla. Pozwala
biec i myśleć, że robię słusznie. Bo robię…
Nawet
wtedy, gdy nie mam na sobie już suchej nitki, a woda dosłownie leje się po mnie
ciurkiem…
Tak.
Ja robię słusznie, do cholerki!
***
Nawet teraz te
cholernie blade światło tych cholernych świetlówek mnie razi. Czy wspólnota
mieszkaniowa nie mogłaby się tym wreszcie zająć, no?!
Dobra. Nie ma
co się rozczulać nad głupim światłem.
Idę szybko w
stronę windy. Kurcze, ona też wydaje się być cholerna.
Dosłownie
wszystko mi przeszkadza, wiem, ale…
Nie mam sił.
Opieram się o ścianę i zsuwam się po niej tak, że teraz kucam i chowam swą
twarz w dłoniach.
Nie umiem
powiedzieć, co czuję.
Nie mam też
żadnego planu.
Nie mam w sumie
zupełnie niczego. W tym momencie nawet wyglądu, bo zdaję sobie sprawę, że
wyglądam jak mokra łaska.
Kij z tym.
Ważne, że mam jakąś dziwną siłę i motywację w sobie.
Wybiegam z
windy i znów biegnę wąskim korytarzem. Dobiegam wreszcie na miejsce i z impetem
otwieram mieszkanie.
Szybko udaję
się do salonu, rozglądając się wokół gorączkowo.
- Stefan!
Stefan! – wołam na całe gardło. – Stefan! Jesteś tutaj?! – krzyczę biegając jak
wariatka po całym mieszkaniu.
- Stefan… -
szepczę, stojąc na środku salonu, jednoczenie przeczesując dłońmi mokre włosy.
Wzdycham cicho
i znów ruszam galopem, tym razem do mieszkania obok.
Znów nie wiem,
co mną kieruje, ale to jest silniejsze ode mnie. Wiem, że powinnam się poddać,
wrócić do tego bagna i sobie żyć tak, jakoś wiążąc koniec z końcem, ale nie…
Ja teraz wpadam
jak poparzona do mieszkania Michaela i krzyczę już z progu:
- Jest tutaj
Stefan?!
Zza jednej ze
ścian wyłania się zaszokowany blondyn, który patrzy na mnie wzrokiem pełnym
pytajników.
Tak, wiem.
Wyglądam jak buszmen, po tej stylizacji deszczu; na dodatek dyszę jak pies, a
moja twarz przypomina kolorem w tej chwili dojrzałego pomidora.
- Annika… -
mówi słabo.
- Jest tutaj
Stefan?! – pytam znów, nie przestając sapać.
- Annika…
- Jest tutaj
Stefan? – znów pada z mych ust, tym razem nieco spokojnych.
- Ale…
- Michael! –
uniosłam się. – Jest tutaj Stefan?! – jeśli go tu nie będzie, ja… nie wiem, co
zrobię dalej. Bo czy starczy mi odwagi, by czekać?
- Annika?! –
nagle przed moimi oczyma pojawiła się Claudia, która niewiadomo kiedy wyłoniła
się zza pleców blondyna. – Co ty tutaj robisz?
- Jest tutaj
Stefan?! – tracę powoli cierpliwość.
Blondyn
rozgląda się niepewnie wokół siebie, aż wreszcie zawiesza na mnie swe błękitne
tęczówki i mówi:
- Co się stało?
Do czego ci potrzebny Stefan?
- Muszę mu coś
powiedzieć – przyznaję z werwą.
- Co? – powiedzieli
chóralnie.
Przewróciłam
oczyma.
- Książkę
piszecie? – prychnęłam niemiło, ale no… ileż można?!
- Tak –
przyznali razem.
- Ja… -
spojrzałam szczerze na Michaela – muszę mu coś powiedzieć… - zwiesiłam głowę na
dół.
- To znaczy co?
– zapytał, mierząc mnie niepewnym wzrokiem.
- Że… no,
wiesz…
- Nie –
odpowiedziała za niego jego partnerka.
Przetarłam
oczy, aby nikt nie mógł zauważyć, iż wzbierają się w nich łzy.
- Ja…
- Ty… - bąknął
pod nosem Michi.
- Ja go, do
cholery, kocham! – wrzasnęłam na całe gardło, uważając już gest ze strony
blondaska za zbyt śmiałe posunięcie. – To dla niego uciekłam od Jakoba, to dla
niego znów biegłam w tę cholerną ulewę, to dla niego… dla niego… - teraz jakby
ktoś mi włączył jakąś blokadę – dla niego chcę zmienić całe swoje życie…
Spuściłam wzrok
na dół, skubiąc niepewnie rękaw przemoczonego dresu.
Jak to żałośnie
brzmi, prawda? Dziewczyna taka jak ja, chce mieć chłopaka takiego jak on. Dla
niego chce zmienić swoje życie? Pfff… Zacznijmy od tego, że ona nie ma życia,
aby go zmienić…
- W takim razie
czemu wyjechałaś z Jakobem? – to pytanie z ust Michaela było już jak policzek.
- Bo wcześniej
to Jakob był moim marzeniem. Takim, wiesz… Nieuchwytnym – mówiłam z kwaśnym i
drwiącym uśmieszkiem, nadal wpatrując się w podłogę. – Całe życie o nim
marzyłam, aż tu bach! Pewnego dnia puka do moich drzwi i chce mnie porwać w
siną dal. Czy to nie jest piękne? – parsknęłam sztucznych rechotem.
- Nie, jeśli to
on nie jest twoim księciem… - odpowiedziała mi Claudia.
- Dokładnie –
potwierdziłam. – Szukałam całe życie księcia. Wiedziałam nawet kim on jest, ale
nikt nie wie, jak bardzo się pomyliłam… Bo nie chodzi o ideał, ale właśnie o
ten cholerny nieideał, którym jest Stefan, bo ja… - plączę się coraz bardziej –
kocham jego wady. Kocham, jak przeklina, kiedy ogląda mecze, chociaż od
początku mówi, że ludzie wykształceni i inteligentni, czyli oczywiście tacy jak
on, nie używają takiego słownictwa. Kocham, jak czasem przypatrywał się paczce
papierosów, kiedy wyraźnie coś go gryzło, wiedząc, że nie może zapalić, a co
najlepsze, on biedny myślał, że tego nigdy nie zauważyłam. Kocham to, jak się
zmienia w stanowczego i nieznoszącego sprzeciwu człowieka. Kocham, jak próbuje
mną kierować. Kocham, jak próbuje być kimś innym… Kocham go całego… Kocham…
- Ale zdałaś
sobie z tego sprawę zbyt późno… - nadal odpowiadała mi dziewczyna.
- Wiem – odparłam.
– Na dodatek, on cały czas przecież kocha Teresę – odparłam, czując, w jaki
sposób moje ciało sztywnieje.
No, tak…
Zapomniałam o niej, szczerze mówiąc…
To nie ma
sensu.
- Nigdy z nią
nie wygram – zaśmiałam się niewesoło. – Ależ jestem głupia…
- Annika… -
próbował coś powiedzieć Michi.
- Nie, to bez
sensu – przerwałam mu. – Wybaczcie, że wam przeszkodziłam i… nie mówicie nic
Stefanowi – dokończyłam, wypowiadając z trudem jego imię.
Ciekawe, czy
widzą, że właśnie w tej chwili rozsypałam się na kawałki…
- Nie będziemy
musieli – mówi stanowczo Michael.
- Annika – tym
razem mówi do mnie ani nie Michael, ani nie Claudia. To... ON.
Cholera,
cholera, cholera… To ten… Jak ja się nazywam?
Nie wiem, co
robić, zatem panikuję. Stawiam kilka kroków do tyłu i próbuję chwycić klamkę,
ale nim udaje mi się osiągnąć cel, Stefan chwyta mnie w pasie, zamyka w swym
żelaznym uścisku i składa pocałunek na moich zimnych ustach.
Pieści je z
czułością i delikatnością, ale również z nutką zniecierpliwienia, co dodaje mi
rozkoszy, ale także oszałamia.
Chwytam się
jego ramienia i zwyczajnie odwzajemniam pocałunek, chyba jeszcze najwidoczniej
nie do końca kontaktując.
- Anniś… - nigdy
wcześniej nie zdrabniał mojego imienia.
- Stefan, ja…
- Ciii… -
składa na moich ustach przelotnego całusa. – Nie mów nic, wiem już wszystko.
- Ale…
- Nigdy nie
myśl, że jesteś od kogoś gorsza, bo dla mnie jesteś najlepszym, co mogło mi się
przytrafić. Znaczysz więcej, niż wszystko razem wzięte, rozumiesz, wariatko? –
uśmiechnął się uroczo, co również sprawiło, że i ja wykrzywiłam swe usta w
szczery, subtelny uśmiech.
- Tylko…
Znów uciszył
mnie pocałunkiem.
Muszę chyba
więcej gadać…
- Teresa nigdy
nie stanie pomiędzy nami. Ona była kiedyś, jest już przeszłością, natomiast
tylko ty jesteś moim dzisiaj i jutrem, zrozumiano? – patrzył mi głęboko w oczy.
Przytaknęłam,
na co on ucałował mnie w czubek nosa.
Zaśmiał się,
kiwając niedowierzająco głową.
- Nie wierzę,
że wróciłaś…
Tym razem to ja
zarechotałam, wtulając się w jego tors.
Ależ ja kocham
jego ciepło…
- A ty nie
mówisz mi takich rzeczy… - jęknęła Claudia, szturchając Michaela.
- Ale, rybciu…
- Żadnych
rybci! – krzyknęła stanowczo. – Dziecko!
- Co? – blondyn
zmarszczył brwi.
- No, dziecko!
– odpowiedziała krzykiem.
- Gdzie? –
biedny Michi… On zaraz zwariuje z tą kobietą przecież.
- No, tu
przecież! – wskazała na swój brzuch.
- Teraz? –
Hayboeck spojrzał raz na mnie, raz na Michaela, a potem na swą ukochaną. –
Skarbie, mamy gości.
- Głowa go boli
– wtrącił głupkowato Stefan.
- Szkoda, że
nie bolała go dwa miesiące temu! – dziewczyna tupnęła nogą, po czym szybko
odwróciła się na pięcie i powędrowała w swoją stronę.
Oho, Michi
blednie… Czy każdy facet musi reagować tak samo?
- Stary, ojcem
będziesz! – Stefan na chwilę wypuścił mnie ze swych ramion i klasnął w swe
dłonie, jednocześnie podchodząc do blondyna, którego klepał teraz radośnie po
ramieniu.
No, Michi dalej
– opcja „no life”.
- Cholerka, leć
do niej! Nie stój jak słup soli! – krzyknęłam do niego.
Chłopak tylko
kiwnął martwo głową i biegiem popędził w śladami swojej ukochanej.
- Zakochani… -
zaśmiał się Stefan.
Czy ja już
mówiłam, że kocham jego uśmiech?
- Zakochani –
potwierdziłam, wchodząc znów w jego objęcia.
O, tak. Tam
było moje miejsce.
- Stefan… -
zaczęłam, patrząc na niego niepewnie – ty zauważyłeś, że zawsze uciekam właśnie
do ciebie? Najpierw od ojczyma, potem od modelek, a teraz od Jakoba…
- No, widzisz,
Słonko? Ty uciekasz, a ja i tak zawsze cię dogonię – ucałował moje czoło.
Uśmiechnęłam
się szeroko, patrząc na jego twarz, która w tej chwili przyglądała mi się ze
skonsternowaniem.
- Kocham cię –
wyszeptał.
Teraz jestem
pewna, że już nigdy nie ucieknę…
Ojejku! Czemu ten epilog tak szybko?? Ja się wciągnęłam w czytanie, a tu już koniec :(
OdpowiedzUsuńAle cieszę się, że Annice i Stefanowi się udało. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić uczuć, jakie nią targały, gdy wpadła szukać Stefana. Najpierw rozpadła się na miliony kawałeczków a potem pojawił się Stefan i wszystko w końcu jest tak, jak należy :)
Michi tatusiem? Trzy razy tak!
Szkoda, że to już koniec, mam nadzieję, że powrócisz jeszcze z jakimś świetnym opowiadaniem :) Buziaki:*
Nadrabiam, nadrabiam... Już myślałam, że wszystko skończy się tak, że Annika będzie z Jakobem i nawet byłam na to przygotowana. Myślałam sobie, że to może nie być wcale takie złe zakończenie, bo w końcu Stefan i Annika dali sobie tak wiele, ale mimo to musieli się rozstać... A tu nie! Annika znów uciekła!
OdpowiedzUsuńPotrzebowała odjechać z Jakobem, żeby zrozumieć, że to nie tego pragnęła, a Stefana. Dobrze, że nie zwlekała i natychmiast zawróciła. Podziwiam ją!
Michi w roli ojca? Oj, nie wyobrażam sobie tego ;-)
Wiesz, jakoś tak bez entuzjazmu piszę ten komentarz, bo zdaję sobie sprawę z tego, że... to już koniec. Nie tylko tego opowiadania, ale koniec z czytaniem Twoich opowiadań :-( Zupełnie inaczej byłoby, gdyby czekało na nas kolejne, ale cóż... Tak musi być.
Żegnam się z tym opowiadaniem, ale mam nadzieję, że nie z Tobą :-)Dziękuję, że chociaż tyle dla nas zrobiłaś, że zakończyłaś to opowiadanie, a nie zostawiłaś nas tak w połowie.
Pozdrawiam!
Cześć :D
OdpowiedzUsuńNajpierw tutaj.
Dziękuję Ci za to zakończenie. Bo zaczynałam już wątpić, że oni się kochają. Bo przecież to było takie oczywiste. Ale może nie dla nich? Przynajmniej nie na początku.
Dziękuję Ci za tą historię. Kolejną, genialną, która długo zostanie w mojej pamięci.
Dla mnie zawsze będziesz mistrzem :*
Wiesz, że się wzruszyłam? :')
OdpowiedzUsuńTo takie piękne. ♥ Oni się KOCHAJĄ! ♥ Annika przestanie uciekać! ♥
To takie piękne, że w końcu zrozumieli, że ciągnie ich do siebie, jak ćmy do światła...
To takie piękne, ze w końcu wyznali sobie to, co do siebie czują...
To takie piękne, że w końcu będą mogli być razem...
Jestem po prostu wzruszona! ♥
I wiesz co jeszcze mnie oczarowało? Kończysz tę historię podobnie jak ją zaczęłaś... Takie to sentymentalne. ♥
A Claudia i Michi to normalnie... Hahaha! :D Śmiałam się jak głupia! ^^
Wiesz, z jednej strony jestem zła, że nie przeczytałam wszystkich rozdziałów od razu po Twojej ostatecznej decyzji, ale tak sobie myślę i w sumie jestem sobie za to wdzięczna. Bo dzięki temu, nie musiałam się z Tobą od razu żegnać. :) Wiem, wiem... Co się odwlecze to nie uciecze, ale ja czułam się jednak lepiej, wiedząc, że czeka tutaj na mnie kolejne cudeńko. Teraz czuję pustkę... Tę samą pustkę, którą w poprzednim rozdziale czuł Stefan po stracie Anniki. :) I wiesz co? Smutno mi, że do mnie już żadne Twoje opowiadanie nie wróci, tak jak Annika do Stefana... :( Może i żadna z Twoich twórczości do mnie nie trafi, ale wiedz, że ja będę wracać do Twoich opowiadań. Bo były naprawdę górnolotne. Bo były prawdziwe. Bo były TWOJE. :) Wiesz... To zabrzmi pewnie zabawnie, ale to opowiadanie jest dla mnie jakoś takie... szczególne. :)) Dlaczego? Na początku tej historii zadedykowałaś ją mnie... I naprawdę poczułam się częścią tego opowiadania, tych bohaterów i wszystkich ich wzlotów oraz upadków. :')
Kurde, ryczę jak bóbr...
Nie ma słów, żeby opisać wszystko, co we mnie siedzi...
Odwlekałam, odwlekałam i niestety muszę się pożegnać. :(
Dziękuję Ci Kochana! Za wszystko! Za czas nam poświęcony. Za emocje, których nam dostarczałaś. Za bohaterów, których wykreowałaś. Za uśmiechy radości. Za łzy smutku i wzruszenia. Kochana, dziękowałam Ci już pod ostateczną decyzją, a teraz na nowo szargają mną takie emocje, że... że nie wiem, co mogę powiedzieć, by miało to jakikolwiek sens...
Po prostu wiedz, że bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki, ze będę Cię wspierać i że zawsze możesz na mnie liczyć! ♥
KOCHAM NAJMOCNIEJ!♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥